Pierś czy butelka - czyli jak nie zwariować i nie dać się zastraszyć

By Gosia - 5/18/2017

Pierś czy butelka  - czyli jak nie zwariować i nie dać się zastraszyć.


Długo zabierałam się do napisania tego posta. Temat ważny i dyskusyjny dla wielu osób... Ale nie dla mnie chyba, że dotyczy dzieci, które w jednej ręce trzymają telefon, w drugiej kanapkę a popijają mlekiem prosto od Mamy i to jeszcze na grillu u znajomych - ale nie oceniam :)
W pierwszej ciąży miałam plan. Obejmował karmienie piersią przynajmniej przez pół roku a jak dobrze pójdzie to i dłużej. Nie byłam jednak na tym punkcie zbyt zafiksowana. Starałam się nie nakręcać żeby potem się nie rozczarować. Wiadomo jak jest. Poradniki, podręczniki. Wszędzie "doradzają" karmienie piersią jednak nigdzie nie jest jasno napisane, że w przypadku gdy takiej możliwości nie ma - nie załamywać się i iść dalej. Dokładnie opisują co zrobić żeby to mleko było, jak dbać o siebie podczas karmienia piersią i jak przystawiać dziecko aby dobrze ssało. Tyle w temacie. Naprawdę ciężko znaleźć porady co wtedy gdy te opcje odpadają. Tak jakby innych możliwości nie było albo były tematem tabu. Trochę to nakręca spirale, że niekarmienie piersią jest czymś złym. 


Pamiętam jak na szkole rodzenia położna prosiła abyśmy na następne zajęcia zastanowili się jak długo planujemy karmić piersią. Obgadaliśmy to z Michałem i te 6 miesięcy uznaliśmy za optymalny czas. Tak się złożyło, że do odpowiedzi poszliśmy jako ostatnia para a przed Nami wszyscy uparcie podawali minimum rok a niektórzy i 2 lata. Wtedy My - 6 miesięcy. Możecie wyobrazić sobie te spojrzenia? Jakbym co najmniej powiedziała, że zamierzam swoje dziecko zagłodzić albo wystawić na tydzień na balkon dla świętego spokoju. Obstawaliśmy przy swoim i tutaj charakter zajęć delikatnie się zmienił. Postanowiłam jednak nie iść za tłumem bo taka moda, bo tego ode mnie wymagają otoczenie i poradniki.
Nie oceniam na tym polu innych i za bardzo nie rozumiem kiedy ludzie wchodzą z butami w czyjeś życie i starają się na siłę przeforsować swoje racje. 
Nadszedł dzień porodu i przyszła pora na karmienie oj jak mi pięknie szło. Jasiek był spokojny, ładnie ssał i nieźle spał... I tak nam minęły 2 dni w szpitalu kiedy okazało się, że Jaś spada z wagi. Okazało się, że praktycznie przez 2 dni nic nie jadł bo nie miałam mleka. No jak to? Przecież wszędzie jest napisane, że mleko będzie na pewno i to na dodatek w ogromnych ilościach. W drugiej dobie powinien być nawał - termin znany chyba tylko dla Mam (tzn że pokarmu ma być tyle, że nie ma co z nim zrobić) :). U nas niestety tak nie było. Pewnie miał na to wpływ przebieg porodu i to, że miałam przetaczana krew, słabe wyniki i w ogóle różne takie.  Jasiek przez to, że nie jadł spadł ponad 10% na wadze a do tego dostał żółtaczki. Oczywiście zostawili nas w szpitalu i miał naświetlania wtedy razem z jedną położna postanowiliśmy dać Jasiowi butelkę żeby coś w ogóle zjadł a jednocześnie zaczęłam walczyć o pokarm. Te herbatki, konkretne jedzenie, laktator, który masakrował mnie doszczętnie i fizycznie i psychicznie. Ciągnęłam i ciągnęłam przez kilka tygodni aż trochę się to rozbujał. Niestety musiałam dokarmiać butelką żeby Jasiek się najadał. I wtedy postanowiłam, że nie będę się zadręczała. Pewnie znajdą się osoby, które powiedzą, że mało się starałam, że to wymaga czasu itp. I tak i nie. Nie wszędzie działa to jednakowo i nie uogulniajmy. Przynajmniej ja wyznaje taką zasadę. Każdy robi to co uważa za słuszne i najlepsze dla dziecka i jego samego. 
Udało mi się karmić Jaśka pół na pół przez 5 miesięcy i jestem z tego zadowolona. Potem już całkiem straciłam pokarm. Czy płakałam nad tym? Nie bo jaki to ma sens?:) 
Wyszłam z założenia, że niezdołowana Mama to szczęśliwa Mama. A szczęśliwa Mama to szczęśliwe dziecko :) 


Jaś super jadł z butelki i szybko dawaliśmy mu poznać nowe smaki. Myślę, że dzięki temu je teraz wszystko i nie wybrzydza. Chodzą opinie, że dziecko na butelce często choruje bo nie ma tej matczynej odporności. Jakoś u Nas ten pogląd się nie sprawdził i Jasiek to okaz zdrowia. Ma dwie ręce, dwie nogi, nie ma rogów czy ogona. Często też zarzuca się kobietom, że gdy nie karmią piersią to odbierają dziecku bliskość Matki....Terefere! A gdzie jest powiedziane, że nie przytulamy dziecka, że go nie całujemy, ściskamy, gilgoczemy. Czy tylko "cycek" jest tu równoznaczny z bliskością i okazywaniem miłości dziecku?
Jak zaszłam w ciążę z Hanią to już z podejściem, że co ma być to będzie. Będzie mleko to super, nie będzie też nie ma tragedii. Po to jest mleko modyfikowane i butelki :) 
Po porodzie jedna położna bardzo chciała mnie przekonać do laktatora jednak nauczona doświadczeniem... Oczywiście własnym - odmówiłam. Stwierdziłam, że jeżeli nie dam rady karmić piersią to nie, bez przesady. Uznałam, że będę przystawiała bo może coś się ruszy ale tym razem już nie chciałam głodzić dziecka. Tym bardziej, że z laktatorem nie ukrywajmy trzeba siedzieć i siedzieć a co z Jaśkiem? Dla mnie ważniejsze było żeby Hania jadła a Jasiek miał poczucie, że ciągle jest dla mnie najważniejszy i mam dla niego tyle czasu co wcześniej.

Wtedy dopiero zobaczyłam jak bardzo niektórzy mają hopla na punkcie karmienia piersią. Położna stwierdziła, że jak to ujęła "odmawiam karmienia" - mimo, że właśnie w tym momencie miałam Hankę przy piersi. Powiedziałam jasno, że nie odmawiam karmienia ale na laktator się nie zdecyduje. To pogroziła mi pediatrą i że mam na piśmie jej dać, i tu znowu, że "odmawiam karmienia". Byłam zniesmaczona ale to w końcu Ona się zdziwiła bo Pani Pediatra mnie poparła. Skoro znam swoje ciało i możliwości oraz już przez to przechodziłam to jest to moja decyzja i wara komukolwiek do jej komentowania... Oczywiście tak tego nie ujęła ale tak to odebrałam :) swoją drogą super kobieta :) 
Położna wyszła wkurzona a ja miałam spokój. 
Hania super się rozwija. I tu podobnie jak u Jasia też jej niczego nie brakuje. Nasz lekarz mówi na nią Kluska :) 


Mam czasami wrażenie jak czytam artykuły, posty czy komentarze na różnych forach, że jak nie robi się tego co wszyscy to zaraz jest się na napiętnowanym. Tego nie rozumiem bo wychodzę z założenia, że każda Mama chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Ktoś chce i może karmić piersią to karmi, ktoś chce ale nie może to ratuje się różnymi sposobami a jak ktoś w ogóle nie chce to czy to powód do oceny i dawania "dobrych rad"? 
Czy nie lepiej żeby każdy sam decydował o sobie? Wyjść jest wiele, świat idzie do przodu i czasami warto skorzystać z możliwości jakie Nam daje zamiast się zamartwiać lub co gorsza oceniać innych. 


  • Share:

You Might Also Like

4 komentarze

  1. Chyba największy problem to brak odpowiedniego wsparcia w szpitalach.
    Jedni mówią odciągać, inni często przystawiać, a jeszcze inni podać mm natychmiast.
    I świeżo upieczona mama nie wie, które w końcu wyjście jest najlepsze bo wszystkie poddają niby specjaliści...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, każdy co innego i weź bądz człowieku mądry. Wiadomo, że początki są trudne a brak pomocy często weryfikuje dalsze działania.

      Usuń
  2. Mam podobne podejście do Ciebie - wszyscy mówią o agresywnej reklamie mleka modyfikowanego, a ja widzę wszędzie terror laktacyjny. U mnie też jak dotąd z karmieniem nie wychodziło tak, jakbym chciała. Przede mną trzeci poród i trzecie podejście i jak się uda to fajnie. Jak nie, to trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak chyba jest najlepiej. Bez zamartwiania się tylko zwyczajnie bierze się od życia to co daje i przekuwa się to na własny sukces :) Spotkałam się już kilka razy z taką sytuacją, że przez namawianie do karmienia piersią (wręcz na siłę) dziewczyny miały tzw baby bluesa bo jak tu nie wiem kiedy wszyscy patrzą Ci na ręce, doradzają i wymuszają coś czego po prostu się nie da.

      Usuń