Schody do nieba

By Gosia - 3/13/2017


Schody do nieba - o tym jak dostać się na pięterko :)



Jest dom, a w domu MY. Trochę przestrzeni dla każdego indywidualisty. Pojawia się tylko jeden problem...co zrobić, żeby korzystać z piętra?:) A no prosta sprawa - mogłoby się wydawać. Przecież wystarczy zbudować schody i po kłopocie. No niestety :) Każdy z Nas jest inny i każdy lubi coś innego....w tym wypadku schody były pierwszą kością niezgody.
Od zawsze wiedziałam czego chcę i jak to ma finalnie wyglądać. Myślałam, że skoro jakiś tam gust mam to mój wybór będzie zaakceptowany i poparty w 100%. Jakże się myliłam :) Idealnie w mój typ wpasowały się schody zabudowane. Tzn ciężkie, białe schody z drewnianymi stopniami. Piękna drewniana barierka....cud miód! :)
No i na tym się zaczęło. Bo Michał za nic w świecie nie chciał się na nie zgodzić. Dla niego najlepszym rozwiązaniem były schody z prześwitami - gdzie pomiędzy stopniami widać wolną przestrzeń, są lekkie i niezabudowane. 
A W ŻYCIU!!!!!!! Boję się tego jak ognia. Zawsze w głowie miałam uczucie, że noga mi ugrzęźnie, że wpadnę do środka i utknę na wieki...a jak nikogo nie będzie wtedy w domu? I umrę tak sama, "utknięta"?:) Co to to nie!
Jeny.....Strach się bać :)
Co teraz? Przeszukaliśmy setki stron w internecie. Jejku, ile tego jest. Można dostać oczopląsu. A co najgorsze dla mnie, to bardzo nie lubię tych nowoczesnych rozwiązań. Szkło, metal, bez barierki, zakręcona barierka, światełka z dołu, światełka z góry....No po prostu mam jakiś staroświecki gust może, ale mam po tych schodach wejść na górę, nie będę się przecież na nie gapiła codziennie i wzdychała do tych światełek.
Znaleźliśmy coś pomiędzy. Coś co spełniało zarówno moje i Michała preferencje. I tak o to odkryliśmy schody "dywanowe". Zabawna nazwa ale ma w sobie trochę logiki. Drewno? Jest!, nie ma prześwitów? Nie ma!, zabudowane od dołu? Nic podobnego.
No to skoro wszystkie wyznaczniki spełnione to jak to ma się niby trzymać?:/
Okazało się, że mocuje się je do ściany wielkimi śrubami, nie ma żadnych podpór, żadnych belek nośnych...nic, wolna przestrzeń a nie zlecę! :)
Kurcze ale to drogie....Znaleźliśmy kilka firma, które się w nich specjalizują....Cena wywalała z kapci...dosłownie.
Dlatego nauczeni doświadczeniem skierowaliśmy swoje wymagania do firmy bez doświadczenia :) Oczywiście do stolarza co zna się na rzeczy...ale nie na "dywanach". Podjął się tego wyzwania. I po tygodniowych wyliczeniach, sprawdzaniu wytrzymałości ścian, podłogi i walki z cegłą, która akurat stanowiła dekorację ściany korytarza schodowego - przyjechały schody! ....W kawałkach :)
Jakbym zobaczyła tetrisa :) 
Układali sobie te kawałki do kupy...oczywiście nie obyło się bez poprawek. Cegła ma to do siebie, że nie jest taka sama i co schodek to trzeba było docinać, dorabiać, dobijać.....Matko moja ściana!!!! W naszej dotychczasowej sypialni pojawił się dodatkowy judasz (mój Mąż nie zrozumiał - dla podobnych Jemu - DZIURA!) :) Mogłam sobie jednym okiem zerkać na prace stolarzy bez wychodzenia z sypialni :) Ale udało się. Po 2 tygodniach montowania odebraliśmy swój cyrk :)
Tylko czy będzie się trzymało? No więc zaczęliśmy skakać :) Wszyscy! Ja, Michał i ekipa stolarzy. Każdy na innym stopniu a tak dla rozrywki :) Nie zawaliło się...a muszę przyznać, że po Jaśku zostało mi wtedy dodatkowych "sporo" kilogramów szczęścia.
I tak oto mamy nasz mały kompromis. Nadal są, nadal można po nich skakać....A Jasiek robi super samoloty z rolek papieru toaletowego, które każdego wieczoru trzeba zbierać :)


Gdyby znalazły się osoby zainteresowane Panem Stolarzem - mogę polecić póki nie zleciałam :)

  • Share:

You Might Also Like

0 komentarze